wtorek, 9 sierpnia 2011

Oko Księżyca

Drogi Czytelniku, trzymasz w dłoniach Oko Księżyca. Ciesz się, póki możesz...

  Mistyczna Dama ostrzegała, że kamień zwany Okiem Księżyca ma wielką moc i zawsze przyciąga zło. Dopóki masz go przy sobie, nie jesteś bezpieczny. Właściwie nie jesteś bezpieczny jeśli chociaż raz się z nim zetknąłeś.
  18 lat po masakrze (i dużych ilościach bourbona) Bourbon Kid musi przestać zabijać. Mnich Peto powraca do Stana Mondega z tajemniczym Okiem Księżyca w poszukiwaniu zabójcy w kapturze. Nie jest sam.
  Zbliża się Hallowen, rwący wir zła po raz kolejny wsysa Dantego i Kacy, a wraz z nimi chmary wampirów i kilka wilkołaków. Jeśli dorzucicie do tego wścibskiego barmana Sancheza, służby specjalne, anioła śmierci imieniem Jessica oraz nowego Władcę Ciemności, wkrótce znowu musi się polać krew...

   Opis znowu nie ciekawy... chyba nikt nie chciałby przeczytać takiej książki. Postaram się bardzo krótko opisać drugą część księgi Anonimowego autora. Zawiodłem się na "Oku", a szkoda że tak słabo wyszła kontynuacja "Księgi bez Tytułu"
   Więc no ten no ten. W drugiej części na scenę powraca mnich Peto z okiem księżyca, którym chce naprawić seryjnego morderce. W tym samym czasie Dante musi wtopić się w tłum wampirów i dowiedzieć się czegoś na temat Bourbon Kida.W końcu cofamy się do przeszłości żeby dowiedzieć się czegoś o Kidzie i jego dawnym życiu. Do tego dochodzi jeszcze kilka nowych postaci i ich historie. Niestety i tak wszystkich zabiją.
   Pierwsza część wydawała się dużo ciekawsza. Sam motyw wampirów całkiem ciekawy. Niestety w drugiej części wampiry były w każdym rozdziale. Czasami wiało okropną nudą, a cały utwór przeleciał niczym wiatr... w sumie nic już nie pamiętam z tej książki. Co najgorsze przez całe 68 rozdziałów miałem wrażenie, że już to gdzieś widziałem. Wszystko było proste, przewidywalne i kończyło się zawsze śmiercią jakiegoś bohatera- oj krew sie lała. Cały utwór polegał właśnie na zabawianiu czytelnika krwawymi morderstwami i niby jakąś tam zagadką. Szczególny minus należy się za zepsucie idealnej postaci Bourbon Kida. Muszę jednak przyznać, że proste dialogi i mordercza akcja całkiem mi się spodobała, aczkolwiek mam dosyć i mam nadzieje, że Anonim nie będzie próbował kontynuować kontynuacji.
   Tak jak już napisałem : "Księga bez tytuły" była naprawdę świetna, ale "Oko Księżyca" wydawał się już przereklamowany. W pierwszej części czułem się jakbym był na miejscu detektywa Milesa, razem z nim odkrywałem tajnik Santa(na) Mondega. W drugiej nie mogłem się odnaleźć... może dlatego że byłem już martwy.
  



niedziela, 31 lipca 2011

Księga bez tytułu

Księga bez tytułu anonimowego autora przynosi śmierć każdemu kto ją przeczyta.

W Santa Mondega wkrótce rozpęta się piekło. Dosłownie.
   Barman Sanchez, szef mafii El Santino, kilku poszukiwaczy łupów i płatny zabójca w przebraniu Elvisa Presleya, dwóch ostrych mnichów, detektyw z Wydziału Śledczego do spraw Nadprzyrodzonych, emerytowany policjant, który nie chce odpuści, twardziel na poobijanym harleyu i cała masa szumowin spotka się na niespokojnych ulicach Santa Mondega. Wkrótce całkite zamienie pogrąży miasto w ciemnościach i poleje się krew. Jaki związek z tymi wydarzeniami ma Bourbon Kid i Oko Księżyca?
   W tej oryginalnej, przezabawnej, już legendarnej książce Tarantino spotyka się ze Stephenem Kingiem. Pamiętaj każdy, kto czyta Księgę bez tytułu, zostaje zamordowany. Dlaczego? Jest tylko jeden sposób, żeby odkryć sekret : przeczytać ją samemu.

   Opis może nie zachęca ale książka od samego początku naprawdę wciąga. Jako nie fan książek muszę przyznać, że to coś zasługuje na uwagę. Barwne postacie, wyszukane słownictwo i wiele ciekawych wątków miłosnych - czego chcieć więcej.
   Akcja rozgrywa się w mieście Santa Mondega. Do miasta przyjeżdżają mnisi, a ich celem jest zdobycie cennego naszyjnika, który pozwala zapanować nad ruchem Księżyca. Jednak nie tylko oni chcą zdobyć ów klejnot. Do zabawy dołączają się : Elvis, Jefe - łowca nagród, jakieś fajne dziewczyny i wielu dziwnych gości. Miasto jest pełne złych stworzeń, które tylko czekają na to aby Pan Ciemności doszedł do władzy. Z wolna rozkręcająca się opowieść przedstawia coraz to nowsze historie bohaterów. W końcu docieramy do finału, czyli walki złem z dobrem.
    Klasyczno-popkulturalny utwór jest jedną wielką ciapką jeżeli chodzi o gatunek. Autor wzoruje się na postaciach wielu seriali. Tym samym parodiuje Karate Kid i dużo innych postaci filmowych. Dialogi moim zdaniem bardzo ciekawe, bo brutalne...i bardzo wulgarne ale również zabawne. Autor nie boi się brutalności i okrucieństwa również w opisach sytuacji. Sporo tu scen walki, tryskającej krwi, rozbryzgujących się mózgów i strzelanin.



czwartek, 21 lipca 2011

Haaaari Potaaa und de Defly Holołs : Part tu

    Przyszedł czas na krótką recenzje ostatniej części przygód Harrego Pottera. Ach, czyż to nie smutne? Przez tyle lat czekało się na kolejne części przygód czarodzieja z Hogwartu. Teraz, gdy już ostatnia część pojawiła się w kinach, ze smutkiem trzeba stwierdzić, że to koniec magicznej historii. Ja mam jeszcze do przeczytania wszystkie książki. Chociaż nie przepadam za lekturą to w końcu... może kiedyś... albo nie długo przeczytam wszystkie części.
   Dnia 15 lipca odbyła się polska premiera filmu. Niestety musiałem wstać wcześniej niż zwykle. Oczywiście seans CZYDE. Piękno kina zabijane jest przez jakieś durne 3D. Pomijając fakt, że okulary brudne i nie wygodne... to znowu jedynie kilka scen naprawdę "wyskakujących" z ekranu. W dodatku fotele nie przystosowane do spania, ale na szczęście miałem dobrą poduszkę. Kilka scen mi umknęło, aczkolwiek chyba nic poważnego nie przegapiłem. Film naprawdę dobry i niestety szybko się skończył. W ten sposób 2h gdzieś uciekły.
   Nie mogę porównywać filmy z książką, bo nie przeczytałem wszystkich części. Wiadomo jednak że film nigdy nie odzwierciedli dokładnej i grubej książki. Nie można więc porównywać tych rzeczy do siebie. Dziękuje za wszelkie komentarze pani obok. Tak, Nagini już dawno powinna nie żyć, a ta chatka nie była nad wodą...czy jakoś tak. Dziękuje.
   Ostatnia część, jako że ostatnia, miała na celu ukazać otwartą bitwę między złem a dobrem... albo na odwrót. Jak wiemy to zły pan Voldemort ma przewagę, a więc Harry nie będzie miał łatwo. Tak więc ostatnia jest chyba najbardziej krwawą częścią przygód młodego czarodzieja. Moim zdaniem mogli dodać trochę więcej krwi i masakry piłą mechaniczną. Na szczęście, efekt był dobry i bez tego. Był fajny smok i słodziutkie trolle. Dużo miłosnych scen (ochach) oraz humorystycznych akcentów, które są nie nieodzowną częścią historii HP. Niestety niektóre "żarty" psuły efekt zuomhrok... ale jak kto lubi tak ma. Przede wszystkim HP7part2 stał się niezłym wyciskaczem łez. Chyba każdy mógł się popłakać podczas zabijania Nagini albo słodkiego Voldiego. <placze>
   Bardzo dobrze, że podzielono 7 część. Dzięki temu zmieszczono w filmie wszystko to co było potrzebne. Bardzo beznadziejnie zrobiono ostatnią scenę, także nic tylko pogratulować charakteryzatorom. Tak oto zakończyła się historia młodego czarodzieja. 10 lat Harrego Pottera dobiegło końca. Teraz można ogłosić żałobę narodową.



PS. Beznadziejny post jest beznadziejny.

niedziela, 10 lipca 2011

Liga Światowa 2011

 Volleyball World League 2011
  Po zmianie trenera, przyszły zmiany w kadrze. Szanse dostali inni zawodnicy. Nie można było się spodziewać po tym składzie równych wyników. Jednak jak na skład "nowy" spisali się znakomicie. Pan Gruszka już dawno powinien da sobie spokój z grą w reprezentacji. Myślę, że wszedł tylko z powodu kontuzji Bartmana. Mam nadzieje, że zostanie odsunięty od reprezentacji. Kilku innych "starych" również zasługuje na emeryturę. Jeżeli nie chcą grać to mogą zupełnie zrezygnować. Nowy skład ma czas na poprawki i jest gotowy na kolejne turnieje. Na olbrzymią pochwałę zasługuje Kurek... mimo wielu zepsutych serwów jest najlepszym punktującym. Na pochwałę zasługuje również kontuzjowany Bartman. Niestety dużo problemów mieli Polacy w obronie i dużego pecha jeżeli chodzi o przeciwników, którym udawało się bronić trudne piłki.

  Faza eliminacyjna
   W fazie eliminacyjnej Polska radziła sobie całkiem dobrze. Oczywiście Brazylijczycy byli nie do pokonania i niestety były słabsze mecze z USA. Nie jestem jakimś wielkim ekspertem sportowym. Szczerze mówiąc to w ogóle nie rozumiem siatkówki. Jednakże moim zdaniem Polska słabo wypadła na tle innych drużyn. Słaba była również Brazylia, która popełniała dużo więcej błędów niż zwykle.

miejscedrużynameczepunktysetymałe pkt
1Brazylia 123032:101026:889
2USA 122326:191049:1006
3Polska 121821:19944:914
4Portoryko 1215:36813:1023

Faza finałowa
 Warto wspomnieć, że wszystkie mecze odbyły się w Ergo Arenie.
    Jakimś cudem polaki dostali się do fazy finałowej. Tutaj nie było mowy o łatwych meczach. Pierwszym przeciwnikiem była Bułgaria, która pokonała Polską drużynę na MŚ.
Mecz z Bułgarami był bardzo wyrównany, jednak udało się wywalczyć tie-breaka. W samej końcówce kontuzje odniósł Zbigniew Bartman, który tym samym zakończył swój występ w lidze światowej. Mecz, po ciężkiej walce wygrała Polska 3:2.
    Drugie spotkanie z Włochami było kompletną porażką. Można zwalać na kiepskie samopoczucie po kontuzji Bartmana. Włosi niszczyli polaków zagrywkami, a Polacy psuli zagrywki i oddawali pkt. Wydawało się że to biało-czerwoni będą faworytami. Stało się inaczej i w fatalnym stylu przegrali 0:3.
    Dzięki zwycięstwu Bułgarów nad Włochami, Polacy mieli realne szanse na awans. Należało jednak pokonać Argentynę, która w dwóch spotkaniach straciła zaledwie jednego seta. Trzecie  spotkanie było ostatnią deską ratunku. Argentyna mimo świetnej gry nie zdołała zatrzymać Polski. Polacy znowu wywalczyli tie-breaka, w którym okazali się lepsi.

miejscedrużynameczepunktysetymałe pkt.
1Argentyna 378:4276:257
2Polska 346:7264:286
3Bułgaria 345:6241:242
4Włochy 334:6229:225





Półfinały

   Brazylia zagrała przeciwko Argentynie, a Rosja przeciwko Polsce. Brazylia z dużymi kłopotami wygrała 3:0 z Argentyną. Warto zwrócić uwagę na drugi set, który zakończył się wynikiem 42:40 dla Brazylijczyków.
   Polska dostała się do półfinałów chociaż grą nie powalała na kolana. Niestety tutaj trafili na faworytów turnieju i musieli zagrać najlepiej jak się dało. Zagrali znakomicie, podjęli walkę z Rosjanami. Odbudowywali spore straty i wygrali trzeciego seta, ale ostatecznie przegrali mecz 3:1. Mimo przegranej i olbrzymiej przewagi Rosjan uważam, że był to jeden z lepszych występów w Lidze Światowej Polaków. Jutro zmierzą się z Argentyną, jeżeli zagrają tak samo to są w stanie wywalczyć brąz. Finał pomiędzy "słabą" Brazylią i "zaskakującą" Rosją będzie nieeeeeesamowity :G



Finał

   "Mały" finał wygrała Polska 3:0. Nie dała szans Argentynie na rewanż. Po meczu z Rosjanami Polacy lepiej zagrali zagrywkami. Wywalczyli brąz Ligi Światowej mimo iż nie wydawało się żeby byli w stanie dojść tak daleko. Dużo szczęścia mieli w losowaniach co również ułatwiło im drogę do podium.

Polska vs Argentyna      3:0        25:18, 25:23, 25:22


Finał pomiędzy Brazylią, a Rosją rozpoczął się o 20. Nie było faworyta, obie drużyny miały szanse wygrać. Lepsi okazali się Rosjanie, którzy zagrali świetną piłkę. Tym razem nie było widać tej potężnej Brazylii. Tak jak się spodziewałem to Brazylia goniła Rosję i nie była w stanie dorównać przeciwnikom. Być może minęły już czasy nie pokonanej Brazylii, a utalentowany skład zaczyna zawodzić. Rosjanie popisali się piekielnie mocnymi zagrywkami, jednak musieli walczyć z nieustępującymi Brazylijczykami. Mecz zakończył się po tie-breaku, który zdecydowanie wygrali Rosjanie.

Brazylia vs Rosja         2:3          25:23, 25:27, 23:25, 25:22, 11:15

   




Nagrody indywidualne turnieju finałowego
Ligi Światowej 2011
Najlepszy atakujący: Theo (Brazylia)
Najlepszy blokujący: Maksim Michajłow (Rosja)
Najlepszy zagrywający: Dymitrij Muserski (Rosja)
Najlepszy przyjmujący: Murillo (Brazylia)
Najlepszy libero: Krzysztof Ignaczak (Polska)
Najlepszy rozgrywający: Luciano De Cecco (Argentyna)
Najlepszy punktujący: Bartosz Kurek (Polska)
MVP: Maksim Michajłow (Rosja)































































piątek, 24 czerwca 2011

Ciekawy przypadek Benjamina Buttona

   Zawiodłem się na "Kodzie nieśmiertelności". Spodziewałem się przeciętnego filmu o wybuchach... niestety trafiłem na beznadziejny film o wybuchach. W kolejce czekał Bendżamin Baton, który po prostu musiał być dobry. Z początku szału nie było, jednak potem film nabrał tempa. Spektakl rozpoczyna się w szpitalu, w Nowym Orleanie. Umierająca kobieta prosi córkę o przeczytanie pamiętnika Benjamina Buttona. Tak właśnie rozpoczyna się historia głównego bohatera.
  Poznajemy niesamowitą historie Benjamina Buttona z Nowego Orleanu. Jego historia rozpoczyna się w dniu zakończenia I wojny światowej - 1918 rok. Czemu jest taka niesamowita? Rodzi się jako osiemdziesięcioletni chłopiec, który jest stary, chorowity i brzydki. Niechciany z powodu swojej brzydoty zostaje przygarnięty przez murzynkę Dorothy. Wychowywany w domu starców uważany jest za osobę w podeszłym wieku. Z czasem starzec zmienia się w młodzieńca i mimo tej niezwykłości, jego życie niczym nie różni się do tego normalnego ludzkiego. Wyreżyserowany przez Davida Finchera, film "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" opowiada o podróżniku, o ludziach i o miejscach, które napotyka. Poznajemy jego miłosne historie, życie, smutne i radosne momenty. Mimo iż życie Benjamina płynie na odwrót to nadal jest takie samo, zwyczajne i musi się zakończyć. Czasu nie da się oszukać. Każde marne życie ludzkie dąży do śmierci. Czy to jako starzec, czy też niemowlę. 
    Jest to kolejna przydługa historia z niepotrzebnymi wątkami, które można było wyciąć. Szczególnie dobre były charakteryzacje... i to nie tylko postarzanie postaci ale również ich odmładzanie. Do filmu zachęca również świetna obsada roli Benjamina i Daisy oraz postaci drugoplanowych .Mimo prostoty historii Buttona, film ten naprawdę zasługuje na wysoką ocenę. 







środa, 22 czerwca 2011

Meet Joe Black

   Długo nic nie pisałem. Jak już dorwałem się do jakiegoś filmy to albo było to totalne dno albo brakowało mi chęci. Las Vegas Parano dostało dobrą ocenę, bo Dżony Dep. Nie było czasu na jakiekolwiek filmy, a większość cennych godzin mojego życia spędzałem na nic nie robieniu i na innych bardzo ważnych sprawach. Dziękuję.
  Ostatnio dużo wolnego czasu spowodowało, że postanowiłem znowu ruszyć z produkcją niskopoziomowych recenzji i innych bzdetów. Ostatnie filmy widziane prze moją postać były dobre i bardzo dobre. Zaczynając od Piratów z Karaibów i kończąc na Joe Black'u. Podrodzę były jakieś Super 8 i trochę taniego kiczu w tv. 
   Dzisiaj obejrzałem bardzo dobry film (Joe Black)... moim zdaniem, a ja się na tym nie znam. Akcja rozgrywa się w jakimś dużym mieście więc raczej będzie nudny. Poznajemy starszego pana (Hopkinsa), który prowadzi firmę i jest bardzo bogaty. Jego córka szykuje dla niego przyjęcie z okazji 65 urodzin. Mimo tak wspaniałego, bogatego życia Pan William Parrish nie wygląda na szczęśliwego. Zaczyna go prześladować głos. (brzmi strasznie) "Głos" przychodzi do niego pod postacią młodego mężczyzny (Brad Pitt). Joe Black, bo tak nazwał go magnat, wprowadza się do jego domu i oznajmia, że czas Parrisha dobiega końca. Śmierć poznaje ludzkie życie i daje czas Williamowi, który musi znosić postać upierdliwego gościa zza światów. Joe Black zakochuje się w córce biznesmena... z wzajemnością. Niestety nie może dłużej przebywać z Susan. Jego pobyt w ciele ludzkim musi dobiec końca.
   Historia ta przedstawia ostatnie dni Williama Parrisha. Poznajemy go samego i jego rodzinę. Główną postacią jest jednak Joe, który swoją obecnością zmienia bardzo wiele. Przyczynia się do problemów Williama, ale również rozkochuje w sobie jego córkę. Dużym plusem filmu jest inny sposób przedstawienia śmierci. Nie jest to stara, zepsuta, trupia postać. Martin Brest pokazał śmierć w postaci młodego, przystojnego mężczyzny. "Kostucha" szuka odpoczynku od swojego zajęcia. Nie jest bezduszną postacią, potrafi kochać. Jedynie topos " Danse Macabre" nawiązuję do oryginalniej postaci śmierci. Każdy, niezależnie od stanu majątkowego jest bezradny wobec śmierci. 
    Naprawdę dobry film, chociaż porusza nieciekawy temat śmierci + lofff. Dodatkowo strasznie długi (prawie 3h), gdzie aktora mogli zabić nieco szybciej. Końcówka niepotrzebnie jest ciągnięta przez nie wiadomo ile czasu. Po za tym na plus ścieżka dźwiękowa i fajerwerki.



środa, 4 maja 2011

Real Madryt vs Barcelona

El Clasico (Gran Derbi Europa)
 El Clásico (hiszp. "Klasyk"), Derbi Español ("Derby hiszpańskie") lub Gran Derbi Europa ("Wielkie Derby Europy") – nazwa meczów piłkarskich pomiędzy Realem Madryt i FC Farceloną, najbardziej utytułowanymi klubami Hiszpanii.


   Ostatnio mieliśmy naprawdę kilka ciekawych widowisk sportowych. Real Madryt CF i FC Barcelona spotkały się w 4 spotkaniach. Faworytem była Barcelona. Ostatecznie Gran Derbi (moim zdaniem) zakończyło się remisem, jednak to Barcelona wygrała mecz ważniejszy... mecz o finał Ligi Mistrzów. Można trochę podziękować panu sędziemu ale no cóż. Jest już po ptokach i trzeba zapomnieć o błędach. Real idealny nie był i miał poważne luki w obronie.

   Pierwsze spotkanie, spotkanie ligowe, zakończyło się remisem 1:1. Katalończycy prowadzili od 52 minuty po golu messiego. Królewscy grając w osłabieniu zdołali wyrównać. Oba gole padły z "jedenastki". Przeważała Barcelona, która świetnie prowadzi piłkę po ziemi. Jednak real wykorzystywał kontry i również stwarzał sytuacje strzeleckie.


    Drugie spotkanie Gran Derby odbyło się na Estadio Mestalla w Walencji. Obie drużyny walczyły o tytuł Pucharu Króla (Copa del Rey). Samiec ośmiornicy o imieniu Iker wytypował zwycięstwo Realu Madryt nad Barceloną w wieczornym finale Pucharu Króla. Jak zwykle faworytem meczu była Barcelona. Z dobrej strony pokazał się Real, który jak Barcelona miał kilka świetnych sytuacji. Ostateczne po regulaminowym czasie, już w dogrywce, gola strzelił C. Ronaldo. Tym samym dał zwycięstwo Realowi. Właśnie na to zasługiwał ten zespół. Królewscy nie dali zagrać Barcelonie, świetnie działała obrona i ostatecznie wygrała drużyna, która teoretycznie grała gorzej. Po ceremonii Real wyjechał na ulice autokarem. Puchar trzymany przez Ramosa wpadł pod pojazd, na szczęście nic poważnego się nie stało.


   Po dwóch spotkaniach pozostała jeszcze Liga Mistrzów. Real zagrał bez Khedriry i Carvalho, natomiast Barcelona bez Adriano. Mecz rozgrywany na Santiago Bernabeu zapowiadał się remisowo. Real nie mógł znaleźć żadnej akcji, Barcelona nadal była powstrzymywana i świetnie działał Casillas. Real starał się dobrze grać do 61 minuty. Całkiem dobrze wychodziło to realowi... już było widać "rozkręcająca" się piłkę po stronie Królewskich. Niestety doszło do kontrowersyjnej decyzji Pana szkopa Starka. Z boiska zszedł Pepe po faulu na Alvesu. Wejście nakładką zasługiwało na żółtą kartkę... raczej nie na czerwoną. Wcześniej żółty kartonik zobaczył Sergio Ramos co spowodowało brak tego zawodnika w drugim meczu. Jose Murinho został wyrzucony na trybuny za wyrażanie swojego zdania. Dalej mecz był już Barcelony, Real nie potrafił wychodzić z kontrami, a Barcelona bez większych problemów wbiegała w pole karne. Dwa gole strzelone przez messiego zadecydowały o wyniku meczu i o tym kto przeszedł do finału LM. Gratulacje dla messiego, który strzelił dwa piękne gole i bez problemu wbiegał w pole karne przeciwnika. Obrona realu nie zdała egzaminu. Jeszcze warto wspomnieć o czerwonej kartce dla rezerwowego bramkarza Barcy... czerwień powędrowała za atak po pierwszej połowie meczu. W momencie schodzenia do szatni doszło do przepychanek. Arbiter Stark trochę przesadził. Już po meczu nastraszył Xabiego kartką. Trochę Pan Stark za pewnie się.

   Drugi, wczorajszy mecz był już tylko formalnością. Real musiałby się w ciągu kilku dni wspiąć na wyżyny swoich możliwości. Do tego nie doszło. Real zagrał całkiem dobry mecz mimo iż grał bez Ramosa, Khediry i Pepe. Świetnie zagrał Lass, chyba najlepiej ze wszystkich. Di Maria znowu zachował zimną krew i dzięki temu ładnie asystował przy golu Marcelo. Obrona trochę zawodziła ale mimo wszystko i tak lepiej niż 1 mecz. Ogromna ilość fauli realu, bo aż 31. Ostro grali ale trzeba przyznać, że Barcelona to zespół głównie aktorsko-teatralny. Sędzia nie uznał gola Higuaina, odgwizdując wcześniej faul Ronaldo. Moim zdaniem powinien podjąć inną decyzje.Zaraz po tym (54minuta) padł gol dla Barcy. Po słupku i podaniu do Marcelo padł gol wyrównujący w 64 minucie.  Nie wiadomo jakby wyglądał wczorajszy mecz gdyby Real zremisował tydzień temu. Teraz już się tego nie dowiemy. W dwumeczu Barcelona wygrała z Realem 3:1 i tym samym przeszła do finału, w którym najprawdopodobniej zagra z Manchesterem United.

Tymczasem nie ma już szans na pierwsze miejsce  w Primiera Division. Realowi nadal brakuje 8pkt do Barcelony ale ma pewne 2 miejsce. Hala Madrid! Oby kolejny sezon był równie dobry, a nawet lepszy.